Alex_Disease Alex_Disease
1225
BLOG

Polskie "NIE" dla euro

Alex_Disease Alex_Disease Polityka Obserwuj notkę 33

Wszystkie badania dotyczące akceptacji Polaków dla euro wskazują, iż ok 3/4 Polaków unijnej waluty nie chce, z czego 75% jest jej zdecydowanie przeciwna. To wynik miażdżący dla tzw elit, które uparcie, wbrew logice i ekonomii forsują niebezpieczny pieniądz. Ale żeby dokonać stosownych zmian w konstytucji, potrzeba większości na poziomie co najmniej 2/3 głosów, a takiego wyniku zwolennicy euro w polskim parlamencie zapewne nigdy nie osiągną. Nawet w tej, wyjątkowo eurofanatycznej kadencji, przy najbardziej sprzyjających wiatrach zabraknie pięć głosów. Tych pięciu ważnych posłów i to pod warunkiem głosowania całego PSLu, no i uciekinierów z TR Palikota, co przecież nie jest takie pewne (szafują terminem gospodarka na lewo i prawo, chyba o niej pojęcie mają). W przyszłym Sejmie, po wypadzie TR i gorszym wyniku PO, liczba chcących skompromitowanej waluty jeszcze się zmniejszy i z tego należy się cieszyć.

Dałem w tytule 'Polskie nie dla euro', bowiem mowa o Polakach, nie o "elitach", które nie reprezentują interesu obywateli tylko własny, zaskarbiając sobie tym samym przychylność na salonach w Berlinie i Brukseli. Nam euro chcą wcisnąć przede wszystkim Niemcy i kontrolowany przez nich EBC. Gdybyśmy przyjęli ową walutę, Europejski Bank Centralny mógłby wpływać na polską gospodarkę w stopniu bardziej znaczącym niż wszystkie unijne dyrektywy razem wzięte. I o to im chodzi. Póki co to NBP odpowiada za emisję obowiązującego środka płatniczego i reguluje stopy procentowe. Ten instrument Rady Polityki Pieniężnej daje sygnał inwestorom, kredytobiorcom, bankom komercyjnym, ma też wpływ na zachowania zwykłych konsumentów. O ile więc ów instrument jest w polskich rękach, o tyle możemy kontrolować sytuację na naszym rynku, dostosowywać politykę pieniężną do bieżących wskazań rynku.

Jak wiemy, różne kraje Unii mają w różnym stopniu rozwinięte gospodarki, a ich rynki nie zachowują się identycznie mimo ścisłych powiązań unijnymi przepisami. To sprawia, że wspólna waluta nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego, a jedynie polityczne i to o jasno sprecyzowanym odcieniu. Obsesja eurokratów do ujednolicania wszystkiego wszędzie ma podstawy stricte ideologiczne. Bierze się z pojęć wykutych przed laty przez Karola Marksa i jemu podobnych. Natomiast próby wprowadzania paktów fiskalnych, obostrzeń zmuszających takie kraje jak Grecja czy Hiszpania, do rozsądnej polityki finansowej w praktyce są bezużyteczne. Zresztą o czym my tu mówimy, ci którzy na pakt naciskali, sami zadłużeni są ponad dopuszczalny w traktacie z Maastricht próg 60%. W Niemczech bowiem, dług publiczny to prawie 80% PKB (choć trochę w ubiegłym roku obniżyli, podobnie jak Węgrzy), a w stale zadłużającej się Grecji aż 175%.

W takiej sytuacji należy sobie odpowiedzieć na pytanie, kto ten dług sfinansuje by zachować stabilność waluty euro? Muszą to robić banki skupujące obligacje, a obligacje to nic innego jak nakręcanie spirali długu do kolejnego kryzysu, a każdy następny będzie gorszy od poprzedniego. Naszego kraju nie stać na takie ekstrawaganckie finansowo zachowania jakie prezentują Niemcy czy Francja. Nas nawet nie stać na tego rodzaju politykę posiadając złotówkę, nie dopiero mając do czynienia z walutą nad którą nie będziemy mieli żadnej kontroli. A to że kraje biedniejsze nie mają kontroli nad euro pokazały przykłady "tygrysów" południa. Włosi zastanawiają się nad opuszczeniem eurozony już od dawna. W tej chwili nadszedł chyba czas konkretnych decyzji, ale nawet jeśli nie zostaną one podjęte teraz, to i tak wymusi je kolejny kryzys. Bo następna zawierucha kryzysowa zmiecie ten skandaliczny eksperyment monetarny z powierzchni ziemi. Miejmy nadzieję, że będzie to też wstęp do rozpadu Unii Europejskiej.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka