Sprawna ekipa moskiewskich specjalistów od przypadków nagłych, łamie brutalnie brzozę za pomocą sporych rozmiarów sekatora (skonstruowanego właśnie do niszczenia drzew), robi bruzdę w ziemi że niby od statecznika i układa silniczki dźwigające płat skrzydła koło ułamanego drzewa. Ufff ciężka to była robota ale tak według ekspertów Antoniego Macierewicza musiał wyglądać poranek w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.
No bo przecież samolot rozpadł się w powietrzu w wyniku dwóch silnych wstrząsów co od razu eliminuje brzozę z kręgu podejrzanych. Ja wiem że Prima Aprilis był wczoraj ale tenże ponoć trwa non stop w mediach więc co to za różnica kiedy zagłębię się w fantastykę naukową ekspertów pana Macierewicza?
A jest się w co zagłębiać. Nieżyjący już pisarz i futurolog Stanisław Lem mógłby pozazdrościć wyobraźni profesorom Biniendzie i Nowaczykowi. Bo przecież każdy, nawet średnio zorientowany w temacie człowiek, po krótkiej analizie tych rewelacji zada sobie jedno oczywiste pytanie : po co ta cała maskarada? Nie mogli choć tej brzozy oszczędzić? Rosła sobie taka brzózka nikomu nie wadząc, a tu brutalnie została potraktowana "atomowym" sekatorem bo potrzeba było uknuć wersję z ułamanym skrzydłem samolotu.
Zresztą, gdyby Rosjanie faktycznie przeprowadzili zamach, nie mogli przecież wiedzieć na jakie dokładnie kawałki rozpadnie się samolot. Skąd więc taki niecny plan z ułamanym skrzydłem? Ktoś w ciągu "spiskowych" 15 minut poleciał sprawdzić jak rozpadł się Tupolew, a późnej na szybkiego zaczęto modelować drzewa? Oczami wyobraźni widzę taką akcję ale chyba tylko dlatego że naoglądałem się w młodości Latającego Cyrku Monty Pythona, a sprawa wcale nie jest śmieszna bo zginęli ludzie.
Więc radziłbym nie wymyślać pokręconych teorii odnośnie katastrofy smoleńskiej bo one nie są w stanie się obronić w konfrontacji z banalnymi faktami. I to tak banalnymi iż nawet przedszkolak może wydedukować, że ktoś go chyba chce zrobić w wała.
