Fizyk Paweł Artymowicz w obszernym artykule poświęconym katastrofie smoleńskiej postanowił w naukowy sposób obalić teorię prof. Biniendy (byłego pracownika NASA) odnośnie tego iż Tupolew nie mógł stracić skrzydła w kontakcie z brzozą i że nie zrobił beczki.
Cały artykuł znajduje się w tym linku. Ja przytoczę kilka bardziej przystępnych fragmentów, które dotarły nawet do takiego laika w temacie fizyki jak ja.
Artykuł podzielony jest na kilka części, które kolejno nazwane zostały:
Zawodowa prezentacja
Wątpliwe metody symulacji
Wątpliwe wnioski zespołu (Macierewicza przyp. AD)
Złe zrozumienie fizyki
Co poszło źle?
Lament nad społecznością.
W drugiej części Paweł Artymowicz opisał program jaki wykorzystano do sporządzenia symulacji, oraz wytknął zespołowi niską jakość owej prezentacji i zakwestionował czy podano wystarczającą ilość danych.
W "wątpliwych wnioskach zespołu" pisze natomiast o rozbieżności wniosków co do losów brzozy ze stanem faktycznym (m.in ułożenie brzozy po zderzeniu) oraz konkluduje:
"Porównanie symulacji z wynikami realnych testów robionych kilkadziesiąt lat temu przez NASA, w których prawdziwe samoloty rozpędzano na ziemi i zderzano z obiektami takimi jak slupy telefoniczne (chudsze i materiałowo nieco słabsze na pękanie kuzynki mokrej, dorodnej, prawie 40-cm przekroju, smoleńskiej brzozy) jest ostatecznym gwoździem do trumny śmiałej hipotezy o niezłomnym skrzydle, autorstwa zespołu Macierewicza. Samoloty Constellation i DC-7 miały podobną konstrukcję skrzydła co późniejszy radziecki TU-154. W kilku testach słupy uderzały w skrzydło w różnych miejscach skrzydła. W przypadkach, kiedy miejsce to leżało blisko kadłuba, czasami slupy wgryzały się w skrzydło lecz łamały od uderzenia, skrzydło zaś nie rozpadało się. Nie wiadomo, jaki wynik byłby w zderzeniu z trudniejszą przeszkoda brzozy smoleńskiej. Jednak w żadnym z przypadków które znam, a było ich kilka, przy uderzeniu słupa telegraficznego w zewnętrzną część skrzydła, skrzydło nie zachowywało ciągłości konstrukcji tylko było udarowo cięte i zgniatane wzdłuż linii przełomu, po czym kontynuowało swoją podróż na własny rachunek, czasem bardzo krótko, bo prędkość nie była znacznie mniejsza niż 270 km/h i brakowało im siły nośnej. Powtórzę — mimo słabszego słupa i mniejszej prędkości uderzenia niż pod Smoleńskiem, słupy cięły zewnętrzne części skrzydeł. Wideo tych prób można dziś oglądać na youtube."
Jeszcze fragment z części "złe zrozumienie fizyki" gdzie autor wpisu odnosi się wprost do prof. Biniedy, tłumacząc mu jak uczniakowi, że Tupolew jak najbardziej mógł się obrócić do góry kołami przed zderzeniem z ziemią. Paweł Artymowicz rzuca wręcz profesorowi wyzwanie.
"Proszę mi uwierzyć, ze #101 i tuż przed i tuż po utracie końcówki skrzydła unosił się do góry z dodatnim przyśpieszeniem, dopóki nie obrócił się na bok. Samoloty nie podlegają bowiem fizyce Arystotelesa i nie maja naturalnej i nieprzemożonej ciągoty, by spadać w dół. Aby pomóc im w zwalczaniu takiej ewentualnej tendencji, inżynierowie z tych wszystkich firm, które pan wymieniał na slajdach, instalują na ich ogonach specjalne płaszczyzny kontrolne zwane po ang. elevators (stery wysokości). Zasady rzutu poziomego nie stosują się do samolotu z wielu powodów. Mieszkam niedaleko, mam czas, mam samolot, mogę przylecieć. Polatamy chwilkę i sam pan zobaczy co i jak jest z tymi samolotami i aerodynamiką."
Oraz ostatni z wyselekcjonowanych przez mnie fragmentów owego ciekawego artykułu (acz zachęcam jednak by przeczytać całość). Część "lament nad społecznością".
"Nie podoba mi się też to, że nauki i inżynieria podzieliły się na tak małe działki, ze większość ludzi panicznie boi się wyjść poza swoją działkę na krok. Albo się boi, albo nie ma wewnętrznej potrzeby, albo zwyczajnie nie ma czasu, albo faktycznie, wykształcenia. Nie moja działka, mówi. I mamy wąskich specjalistów — w najlepszym przypadku. Nikt wiec nie protestuje, nikt nie powie: Hola! Jak to Pan szanowny „udowodnił ponad wszelka wątpliwość”? To przecież nie ma nic wspólnego z prawdziwym badaniem naukowym. Metoda naukowa dobrze rozumiana jest kompletnie sprzeczna z takim ogłoszeniem. (A etyka naukowa z takim postępowaniem, które nazwałbym w tym konkretnym przypadku serwilizmem politycznym.) Tak, nie podoba mi się wysługiwanie się przez polityka naukowcami."
Tym oto sposobem w rzetelny sposób, bez politycznego bicia piany fizyk Paweł Artymowicz, specjalista od awiacji, wytłumaczył wszystkim zwolennikom teorii spisku smoleńskiego, iż nie potrzeba było pancernej brzozy bo tupolew stracił skrzydło. A ja jedynie mogę dodać od siebie, co zresztą wynika też z tego artykułu, że nie uwierzę w żadne zapewnienia "ponad wszelką wątpliwość" gdyż takie zapewnienia mają wybitnie charakter polityczny. I cała ta "spiskowa" mistyfikacja ma służyć wyłącznie takim celom.